poniedziałek, 31 stycznia 2011

Koniec monopoli

W swoim stosunkowo krótkim życiu zdarzyło mi się przeżyć epokę grunge'u, disco polo, techno i hip-hopu. Każdy z wymienionych gatunków miał okres, w którym dominował niepodzielnie. Reprezentujący je artyści sprzedawali największe nakłady płyt, mięli najwięcej ludzi na koncertach i najwięcej miejsca w mediach (wyjąwszy przedstawicieli popu, których jest w mediach zawsze tyle samo, niezależnie od tego, co by się akurat w muzyce nie działo). Ostatni był hip-hop. Pamiętam taką sytuację, sprzed mniej więcej pięciu – sześciu lat: lekko usmażeni siedzieliśmy z kolegą raperem na kanapie i dyskutowaliśmy o przyszłości muzyki. Byliśmy zgodni co do tego, że zbliża się kres dominacji hip-hopu i zastanawialiśmy się, co będzie dalej. Kolega raper uważał, że nadejdzie epoka reggae. Ja natomiast – że to koniec jednogatunkowych monopoli, że w dobie stale rozwijającego się internetu trafi je szlag. Okazało się, że miałem rację.
Żyjemy w świecie, w którym podziały pomiędzy odbiorcami różnych gatunków muzyki zacierają się. Metale chodzą na drumy, dyskomani na Open Era i znakomicie bawią się przy Placebo. Ortodoksyjni przedstawiciele subkultur są przeważnie zapici i śmieszni, nikt ich nie słucha, czują się fajni tylko we własnym gronie. Fani różnych gatunków muzyki przyjaźnią się, łączą w pary, sprzedają sobie nawzajem własne upodobania, akceptują je i rozszerzają swoje horyzonty.
Dotyczy to nie tylko odbiorców, ale również samych artystów. Jungle'owy dj Aaron Spectre bierze gitarę i występując jako Drumcorps robi deathmetal, który nawet ortodoksom urywa dupy. Mateusz Śmierzchalski, wcześniej udzielający się w Behemoth jako Havoc kolaboruje w Blindead z Hervym, którego domeną jest muzyka elektroniczna – podobnie jak w przypadku Drumcorps efekt przyprawia o opad szczęki. Szlag trafił monopole. Szlag trafił podziały.
Bezapelacyjnie podoba mi się ten stan rzeczy. Podoba się, bo stymuluje rozwój muzyki. Im większy przepływ informacji i twórczej energii pomiędzy artystami, tym więcej otrzymujemy interesującej i nie rażącej wtórnością sztuki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz