środa, 9 lutego 2011

Cinc Trio: Vandermark, Lytton, Wachsmann; Filharmonia Bałtycka

Czasami muzyka kompletnie wymyka się słowom. Czasami zachwyt koncertem totalnie nie przekłada się na łatwość w recenzowaniu go. Prawdę mówiąc trochę się boję, że podczas pisania recenzji wczorajszego występu Cinc Trio sytuacja będzie podobna, bo to co się tam działo nie mieści się w głowie ani w ramach określonych przez język. Przemilczeć jednak nie sposób – nawet biorąc pod uwagę fakt, że nie zdążyłem się jeszcze po tym koncercie pozbierać i nabrać do niego dystansu, był to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy koncert w moim życiu.
Myślę, że Kena Vandermarka przedstawiać nie trzeba. A jeśli trzeba – niech google zrobi to za mnie :) W Filharmonii Bałtyckiej grał na saksofonie tenorowym i klarnecie. Oprócz Vandermarka Cinc Trio stanowią weterani: Paul Lytton i Philipp Wachsmann. Każdy z nich jest muzykiem obdarzonym niespotykaną wyobraźnią i kreatywnością. Podchodzą do swoich instrumentów w sposób zupełnie wymykający się wszelkim konwencjom – tworzą zupełnie poza kanonem, poza skalą, poza rytmiką. Jednocześnie doskonale kontrolują wszystkie dźwięki budując frazę z ogromną maestrią. Cinc Trio totalnie odrzuca wszelkie ograniczenia. Panowie nie boją się sięgać po dźwięki, jakich nikt inny nie używa i łączyć je według wymyślonych przez siebie reguł, tworząc jakby nową harmonię. Słuchając ich miałem wrażenie, że poruszam się w świecie w którym 2+2 = 6790,23468 – w którą stronę bym się nie obejrzał (nie osłuchał?) trafiałem na kształt nie z tej ziemi, który był tak fascynujący, tak złożony i tak nieprzystający do tego, co widziałem (słyszałem) wcześniej, że tylko potęgował moją ekscytację tą podróżą po nieistniejącym kosmosie... pewnie to co piszę niekoniecznie jest zrozumiałe, ale prawdę mówiąc niewiele mnie to obchodzi :) Mam nadzieję, że mi wybaczycie :) Cinc Trio miażdży jaja i urywa dupę. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz