niedziela, 13 marca 2011

Witajcie po przerwie.

Dawno nic nie napisałem na potrzeby tego bloga... cóż, przewidywałem że tak może być – wraz ze zwiększeniem aktywności muzycznej kurczy mi się niestety czas na inne rzeczy. Zdecydowanie doba jest zbyt krótka żeby zrealizować wszystkie swoje plany... a może długość doby jest w porządku, tylko praca na cały etat pożera zbyt dużą jej część. Gdyby udało się mi się uczynić swoją pasję swoją pracą – byłbym szczęśliwym człowiekiem. Z drugiej strony – jestem o tyle szczęśliwy, że mam cel do którego dążę i który mnie napędza. Osiągnąwszy ten cel musiałbym zdefiniować swoją drogę życiową na nowo, a przez to rzadko kiedy przechodzi się bezboleśnie.
W przyszły piątek po prawie półtora roku przerwy wrócę na scenę w nowej dla mnie roli perkusjonalisty. Cieszę się jak diabli – bardzo lubię grać samemu dla siebie, jednak różnica pomiędzy graniem dla siebie i koncertem jest mniej więcej taka sama jak pomiędzy masturbacją a seksem. Blisko półtora roku postu to zdecydowanie za dużo.
Na chwilę obecną udzielam się w dwóch kapelach – w Plebanii na bębnach (bębnach, nie perkusji) i na gitarze w kapeli, o której nazwę trwają walki wewnętrzne i która jest na etapie zgrywania repertuaru (w końcowym stadium tego etapu, więc prawdopodobnie też niedługo z tym projektem wyjdziemy z sali prób). Czyli znów jestem aktywnym muzykiem.
Co z tego wynika dla tego bloga? Na pewno zmniejszenie częstotliwości wpisów, choć może nie tak drastyczne jak miało to miejsce w przeciągu ostatnich dwóch tygodni. Zmieni się też w pewnym stopniu jego charakter – dorzucę kategorię „koncerty czynnie”, której istoty chyba się domyślacie. Zastanawiałem się przez jakiś czas, czy w ogóle jako czynny muzyk powinienem bawić się w pisanie o muzyce. Grabaż w „Gościu” stwierdził, że ludzie którzy sami grają nie powinni bawić się w ocenianiu twórczości kolegów i muszę przyznać, że miał tu sporo racji... jednak lubię to na tyle, że przynajmniej na razie nie zamierzam sobie tej przyjemności odmawiać. Zrezygnuję jednak z wygłaszania opinii niepochlebnych – będę pisał o rzeczach, które mi się podobają, a o tych, które nie – będę milczał.
Mam nadzieję, że tych kilkanaście osób, które tu zaglądają nadal będą miały przyjemność z czytania moich tekstów i że nadal będę miał przyjemność z pisania ich.

1 komentarz:

  1. "różnica pomiędzy graniem dla siebie i koncertem jest mniej więcej taka sama jak pomiędzy masturbacją a seksem." aj low to porównanie :>

    OdpowiedzUsuń